12 lipca 2013

Rozdział 5 - Niespodziewany telefon


Dotrzymując danego słowa chciałam za wszelką cenę wysłać Nate’owi koszulę. Byłam na niego wściekła, choć nie miałam tak naprawdę do tego powodów. W sumie to naprawdę powinnam mu dziękować, za co to zrobił. W głębi duszy to ja na siebie byłam zła, a nie na niego. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak na niego nawrzeszczałam. Chyba w tym wszystkim duma mi nie pozwoliła…       Sięgnęłam więc po koszulę, starannie ją złożyłam i zapakowałam w specjalną paczkę, którą przygotowałam wcześniej. Zakleiłam, dodałam srebrną kokardkę matki i dodałam białą kartkę na umieszczenie adresu. Zaraz, zaraz… Przecież ja nie wiedziałam, gdzie on mieszkał!
Miałam drobne problemy, gdyż nie mogłam znaleźć miejsca zamieszkania Nathana Hensley. Głowiłam się długą chwilę nad znalezieniem jego adresu, aż w końcu wpadłam na pewien pomysł, który nie wydawał się aż tak idiotyczny. Wyjęłam z komody swojego laptopa. Podłączyłam zasilacz i uruchomiłam go błyskawicznie. Włączyłam Internet. W wyszukiwarce znalazłam portal o nazwie facebook, na którym prawie każdy ma swoje konto, oczywiście prócz mnie. Nie lubiłam się afiszować ze swoją osobą, dodawać głupiutkich zdjęć, czy klikać na jakieś idiotyczne bzdety. Wpisałam jego imię oraz nazwisko i w szybkim momencie wyświetlił mi się jego profil. Od razu rozpoznałam zdjęcie uśmiechniętego chłopaka w spodniach khaki i koszulce, którą już kiedyś widziałam. Zdziwiła mnie tylko postać obok niego. Powiększyłam fotkę i dostrzegłam, że osoba widniejąca w białej sukience wraz z nim na fotografii to Victoria McFeenly, którą poznałam niedawno na kolacji u sąsiadów. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam ponownie w ekran, mrugając kilkakrotnie. Obejmował ją w pasie i jak zwykle uśmiechał się… Byłam rozczarowana tym, co zobaczyłam. Otrząsnęłam się i przestałam wgadywać w ekran laptopa. Nie, nie byłam rozczarowana. Jakoś nie obchodziło mnie, że się z nią spotykał. Wróciłam do tego, że Nate był dupkiem, któremu miałam oddać koszulę. Zapisałam jego adres i przypięłam do paczki. Chciałam zobaczyć resztę zdjęć, jednak galeria była zablokowana. Zawiedziona od razu wyłączyłam laptopa i schowałam go do czarnej torby, a później do pułki w dużej komodzie. Przemyślałam wszystko i było mi trochę głupio. Zachowałam się jak skończona idiotka w kafejce, chociaż nie mogłam przyznać się do błędu, bo nigdy tego nie robiłam. Zawsze uważałam się za perfekcjonistkę, która dąży do celu po trupach i nigdy nie przyjmuje porażki. Po kilku minutowych przemyśleniach westchnęłam głośno i postanowiłam jednak zrobić z siebie idiotkę numer dwa… Starannie zaadresowałam paczkę i dopisałam do niej mały liścik, który wsunęłam przez małą szparę do środka:


„ Nate –
Dziękuję za pomoc, a w szczególności
za Twoją, jakże wspaniałą koszulę.
(Oczywiście jeszcze żeby kolor fioletowy
był w moim guście…)
Przepraszam za moje zachowanie
ostatnio. Może i miałeś rację,
trochę się wygłupiłam.
                                               Vivian Forbes ”

Następnie zakleiłam i postawiłam ją na komodzie obok książek. Rzuciłam się na łóżko i spojrzałam w biały sufit. Miałam mieszane uczucia i wciąż rozmyślałam o Nate’cie i Victorii. W zasadzie co mnie obchodził jakiś chłoptaś, którego spotkałam raptem dwa razy? A Victoria to fajna dziewczyna. Jaka ja byłam głupia…
 Kiedy tak w skupieniu leżałam przez dobrą chwilę, moje myśli rozwiał dzwonek telefonu. Zerwałam się w szybkim tempie z łóżka. Podniosłam się błyskawicznie, sięgnęłam po torbę z ćwieków i zaczęłam szukać uporczywego „dzwonka”. Przeszukiwałam wszystkie kieszenie. Trzęsłam torbą i byłam zdenerwowana od ciągłego sygnału telefonu, który wciąż dzwonił. Kto tak do mnie wydzwania? Nie miałam przecież prawie w ogóle przyjaciół, a mój numer mieli chyba tylko rodzice. Nie wspomnę o mojej ciotce, Belli, która po swoim ślubie nie odezwała się ani razu do mnie. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale pewnie w końcu zajęła się mężem niż ploteczkami i wiadomościami, co u nas słychać.
 W końcu znalazłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniał numer nieznany. Wpatrywałam się przez jakiś czas w niego ze zdziwieniem. Zmarszczyłam lekko brwi i odebrałam, choć nie byłam pewna, czy dobrze robię. W końcu kto do cholery miałby do mnie dzwonić? Nie rozdawałam przecież swojego numeru…
- Słucham? – powiedziałam nieśmiało i dość cicho zaciekawiona tajemniczym telefonem, a jednocześnie nieco zirytowana. Usiadłam wygodnie na łóżku i wsłuchiwałam się.
- Vivian? – Odpowiedziała osoba w telefonie. Był to głos kobiety, a raczej można było sądzić, że dziewczyny, bo był nieco piskliwy i przenikliwy. Drażnił moje ucho, aż odsunęłam trochę telefon od ucha.
- Owszem. Tak, to ja… O co chodzi? Skąd w ogóle masz mój numer i dlaczego dzwonisz? Nie przypominam sobie, żebym dawała komuś nieznajomemu mój numer – wycedziłam drapiąc się po czarnej czuprynie. Byłam poważna, zdeterminowana i jakże dosadna.
- Ach, wybacz… Twoja mama mi go dała ostatnio, pewnie bez twojej wiedzy. Na przyszłość sama cię o niego spytam… Tutaj Victoria, Victoria McFeenly. Przepraszam, że dzwonię, a nie robię tego osobiście, jednak mam sporo na głowie i nie jestem w stanie do ciebie zajrzeć… - wymamrotała, jakby przeraziła się mojej wypowiedzi. W jej głosie słychać było teraz lekki strach, a ton całkiem zniżyła.
- Och, to ty Victorio... Nie spodziewałam się, że do mnie zadzwonisz. Widziałyśmy się tylko przez jeden wieczór. W jakiej sprawie dzwonisz? – mruknęłam milutkim i serdecznym głosem, choć tak naprawdę wcale się tak wspaniale nie czułam, jak mówiłam. Przez moment zapadła cisza.
- Wiem, wiem… Twoja mam mówiła, że rzadko wychodzisz, a po za tym chcę się z tobą zaprzyjaźnić. Wydajesz się być bardzo ciekawą osobą. No i po za tym William cię polubił – dodała. Po tych słowach w ogóle odechciało mi się robić czegokolwiek, nawet z nią rozmawiać. William mnie polubił? To jakieś kpiny? Chyba sobie żartujesz Victorio! Wątpię, by ktoś mnie polubił po tym, co mu zrobiłam. A w tym przypadku to już naprawdę byłoby to bardzo, ale to bardzo dziwne.
- Naprawdę? Tak, mówisz? William mnie polubił… Coś takiego - zawahałam się, ale ciągnęłam dalej. - W porządku… jednak dalej nie powiedziałaś, o co tak naprawdę chodzi – upomniałam ją. Mój głos nie brzmiał najlepiej, bo z trudem wydobyłam z siebie takie fałszywe słowa. Nie to miałam na myśli, ale nie wypadało wygarnąć jej, co tak naprawdę myślę o jej „zacnym” bracie.
- Wybacz mi, moja droga. Ja wciąż dużo gadam. To jest moją chyba największą wadą. Stale mówię i mówię… Aż nie ma końca… A co do Williama, to będzie zaszczycony, że cię zobaczy. O ile się pojawi, bo miał jakieś spotkanie, ale namówię go, by jednak je przełożył. Tak więc chciałam cię zaprosić na imprezę, którą niedługo organizuję. Odbędzie się ona już jutro o siódmej w nowo otwartym klubie. Wiesz gdzie to jest? – Wsłuchiwałam się w jej ciągłe gadanie i byłam lekko zszokowana, a mianowicie zamyślona, tym co wcześniej powiedziała. Jakoś nie miałam ochoty na żadną potańcówkę, w dodatku w towarzystwie tego typa, Williama, któremu w dodatku pomieszało się w głowie.
- W porządku… Tak, orientuję się gdzie ten klub się znaj…
- Fantastycznie! Wybacz mi, że dopiero teraz cię informuję. Mieszkam obok, a dowiadujesz się prawie ostatnia. Jest mi strasznie głupio! Po prostu mam za dużo na głowie, jak mówiłam. Będzie mi miło, jeśli wpadniesz. Moi rodzicie będą zachwyceni, że będziesz, ale nie martw się, ich tam na pewno nie spotkasz – wrzasnęła z entuzjazmem Victoria, przerywając moją wypowiedź. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie znajdował się klub, ale to nie było największym problemem. Nie wypadało mi odmówić, więc powiedziałam:
- No… dobrze, wybiorę się. Powiedz mi tylko czy to będzie jakaś zwykła impreza czy bardziej elegancka? Chodzi mi w tym momencie o strój… Nie chcę się zbytnio wyróżniać, no wiesz…
- Normalna impreza. Włożysz co zechcesz… Możesz przyjść z osobą towarzyszącą, nie ma sprawy. Impreza będzie skromna, tylko na jakieś trzysta osób… Zapraszam samych znajomych i rodzinę. No to do usłyszenia, jutro będziemy szaleć! – rzekła podekscytowana blondynka z wielką ekscytacją. Trzysta osób? I to tylko znajomi i rodzina? Ja nie miałam nawet jednej bliskiej osoby, a co dopiero tyle!
- Wspaniale. To do zobaczenia – powiedziałam z nutą ironii, choć brzmiało to dość dobrze, jak sądziłam.
- Tak, do zobaczenia! – odpowiedziała swoim cieniutkim głosikiem i rozłączyła się. Impreza? Czemu nie, pomyślałam. Może poznam kogoś pośród tych trzystu osób… i pokarzę temu nadętemu palantowi, że stać mnie na coś więcej. Chwyciłam się za głowę i spojrzałam w stronę szafy. Wstałam z łóżka i podbiegłam do niej. Wyjęłam wszystkie sukienki jakie miałam, a nie było ich za wiele… Z resztą nie widziałam ich od paru lat. Nawet po przeprowadzce matka umieściła mi je sama w szafie.
Jedna ze ślubu ciotki Belli (której ślub odbył się dwa lata temu, a suknia była staromodna i obleśna),  druga z imprezy charytatywnej (wygłaszałam wtedy przemówienie, bo rodzice mi to załatwili, a ja wcale nie byłam tym oszołomiona), a trzecia? Trzecia była z… przedszkola?! Przeraziłam się i wzięłam sukienkę do ręki, która potem wylądowała prosto w koszu na śmieci. Pokręciłam głową i usiadłam na łóżku. Będę musiała wybrać się na zakupy, pomyślałam. Zawsze lubiłam przechadzki po sklepach, jednak nigdy nie kupowałam specjalnie wyznaczonych mi rzeczy. Jednym z moich ulubionych miejsc był zawsze będzie sklep muzyczny i kosmetyczny, gdzie przeglądałam kosmetyki do makijażu. Przebywam tam czasem godzinami, stąd moja kolekcja rockowych płyt, odcieni pudrów i ciemnych szminek. Zbiór noży też robił wrażenie, ale tylko ojciec o nich wiedział…

                Chwilę po tym zeszłam do kuchni, gdzie zastałam matkę krzątającą się i przygotowującą lunch. Powitałam ją serdecznym uśmiechem i wzięłam jabłko.
- Muszę wyjść… Mogę zabrać samochód? – obwieściłam, otwierając szafkę i wyjmując butelkę wody mineralnej oraz karton soku ananasowego.
- Nie ma mowy o samochodzie! Gdzie zamierzasz pójść? Przygotowuję właśnie lunch! – powiedziała lekko podenerwowana. Od ostatniej mojej stłuczki rodzice nie pozwalali mi na jazdę samochodem, a szkoda… Przecież miałam prawo jazdy i jeździłam świetnie… no prawie tak cudownie, jak myślałam.
- Zostałam zaproszona na imprezę do Victorii McFeenly i muszę coś kupić. Mam na myśli no wiesz… UBRANIA. Lunch zjem na mieście… - odrzekłam.
- Ubrania?! Ależ to cudownie! Vitoria cię zaprosiła? Och, wiedziałam, że się zaprzyjaźnicie! Jest przecudowna! – krzyknęła podniecona, a ja opuściłam szybko kuchnię, bo wiedziałam, że zacznie mnie o wszystko wypytywać… Jak jest taka przecudowna to się z nią ożeń, pomyślałam.
Weszłam do swojego pokoju, ogarnęłam się trochę, spakowałam paczkę, wzięłam torbę i wyszłam pospiesznie.

***

Szłam przez alejki, ulice i zapominałam o świecie, który mnie otaczał. Spotykałam wiele osób, zazwyczaj młodzież. Wszyscy korzystali z ostatnich cieplejszych dni… Najpierw popędziłam do najbliższej skrzynki pocztowej, by odesłać koszulę. Następnie weszłam do pierwszego lepszego sklepu w centrum handlowym, które zawsze było bardzo zatłoczone. Rozejrzałam się wokoło, a moja twarz zbladła. Nie tak to sobie wyobrażałam. Na wieszakach wisiały kontrastowe i kolorowe suknie, które aż odpychały, gdy się na nie spojrzało. Raziły swoimi odcieniami i elegancją… Nie zastanawiając się dłużej opuściłam pomieszczenie i udałam się do sklepu obok. Tam było zupełnie inaczej. Choć roiło się tutaj od ludzi spragnionych zakupów, to można było znaleźć coś dla siebie. Podeszłam do kobiety, która pomagała odnaleźć się w kategoriach i spytałam ją o jakieś proste kreacje. Wysoka szatynka wskazała mi miejsce, gdzie znajdowały się ciekawe sukienki. Wcześniej spytała, czy jest mi potrzeba jakakolwiek pomóc, ale po tym jak zlustrowała moją sylwetkę i styl ubierania, podziękowałam jej uprzejmie. Sama się tym zajęłam. Jeszcze nie byłam tak zdesperowana, żeby nie wiedzieć w czym będę dobrze wyglądać. Obejrzałam dokładnie prawie każdą z nich, jednak żadna nie przypadła mi do gustu. Kiedy oglądałam szafirową kreację, usłyszałam za mną ten sam przeszywający głos, który już wcześniej słyszałam. Zamarłam przez chwilę i przeczesałam niepewnie kosmyk włosów opadający mi na twarz.
- Kogo ja widzę? – Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam przed siebie. Przede mną stał wysoki, postawny i dobrze zbudowany mężczyzna o zielonych oczach. Był jak zwykle elegancko ubrany. A na jego twarzy malował się ten sam chytry uśmieszek, który bardzo dobrze zapamiętałam. William, westchnęłam w myślach. Nie chciałam go nigdy więcej spotkać, a w szczególności nie tutaj!
- Och, William... – wymówiłam z namaszczeniem jego imię, choć w sposób bardzo arogancki. Nie masz co robić, tylko zaczepiać dziewczyny? – Zwróciłam się do niego, sztucznie się uśmiechając, a później odwróciłam wzrok i wróciłam do przeglądania ubrań.
- Ten papieros ci jakoś daruję, ale zniszczyłaś jeden z moich ulubionych smokingów… Myślisz, że i to zignoruję? Vivian, nie pamiętasz jak się świetnie bawiliśmy? Jak piłaś ze mną whisky to nie byłaś taka, hm… zimna i wredna? – Uśmiechnął się szyderczo. Moja zagadka się wyjaśniła. Piłam z Willem, a do domu odprowadził mnie Nate. Cudownie, wrzeszczałam w myślach. Gotowało się we mnie, ale nie zamierzałam i nie chciałam tego okazywać. Po prostu wspaniale…
- Byłam pijana. Czasem tracę kontrolę, kiedy za dużo wypiję, choć rzadko mi się to zdarza… - bąknęłam. – Ale co z tego? Teraz już jestem trzeźwa i nigdy nie doprowadzę do takiego stanu, by w ogóle z Toba normalnie rozmawiać…
- Tak, tak… Jasne. Powiedzmy, że ci wierzę, jednak ja wiem swoje… Kupujesz sukienkę na imprezę? – Spojrzał na purpurowy materiał, który mięłam w ręku. Czy ja mam pecha do spotykania facetów w nieodpowiednim miejscu i czasie?
- Rozglądam się tylko. Mam zamiar kupić kolejny nóż do kolekcji – uśmiechnęłam się sztucznie i zatrzepotałam rzęsami.
- Ostro… Tyle, że chyba tutaj nie znajdziesz noży, bo jak widzę tutaj są same sukienki? Tak więc nie będę cię rozpraszał. Do zobaczenia na imprezie siostry… - Puścił mi oczko, a ja spojrzałam na niego mrużąc oczy i wykrzywiłam usta w łobuzerski uśmiech. Nie odpowiedziałam nic, zupełnie nic. Odłożyłam suknię na miejsce i przeszłam obok niego, gubiąc go w tłumie ludzi. Szłam przez sznur osób stojących przy ubraniach i butach. Moją uwagę przykuła karmazynowa, lekko obcisła sukienka, która wisiała obok manekina. Wzięłam ją do ręki i udałam się pospiesznie do przymierzalni. Akurat zwolniło się miejsce i szybko mogłam wejść. Założyłam ją i spojrzałam w duże lustro, które stało przede mną. Pasowała idealnie. Zazwyczaj nie nosiłam takich rzeczy, ale poprawiłam sobie humor. Przejrzałam się ponownie i nie mogłam własnym oczom uwierzyć, że to byłam ja. Pobiegłam do kasy ze zdobyczą, po czym zapłaciłam i udałam się do wyjścia. Byłam zaskoczona, że w takim szybkim tempie kupiłam coś, co znając życie szukałabym tygodniami. Akurat w domu miałam jakieś szpilki, które dostałam od ciotki, więc nie musiałam martwić się o buty… Ja, szpilki i sukienka? Coś tutaj było nie tak, ale mimo wszystko czułam się świetnie.

Ojej, znów dodaję po takiej przerwie, choć rozdziałów już mam napisane mnóstwo. Może to dlatego, że nie mam motywacji? Pod ostatnim rozdziałem były tylko trzy komentarze, a obserwatorów jest więcej. Chciałabym, żeby więcej osób to czytało, bo piszę nie tylko dla siebie. No cóż... Dziękuję i za ten jeden komentarz, o ile się pojawi.

7 komentarzy:

  1. Jeden się pojawi, ale z opóźnieniem, jak właśnie pewnie zauważyłaś. Przepraszam, przeprowadzam się teraz i mam strasznie mało czasu.
    Co do rozdziału, to nie martw się. czasami mam tak samo. Na przykład teraz - minął już chyba miesiąc, a ja jeszcze nie dodałam rozdziału, choć mam go na dysku. Dziwne to życie, czyż nie?
    W pierwszej części rozdziału pojawiło się strasznie dużo powtórzeń słowa "jego" lub "niego". Nie brzmiało to zbyt estetycznie, a często nadużyte słowa można zastąpić imieniem, określeniem "mężczyzna" lub coś w tym stylu.
    Całkiem lubię główną bohaterkę, ale cóż... zrobiłaś ją taką... nijaką. Nadajesz jej takie cechy charakteru, jakie akurat powinna mieć w danej sytuacji. Lepiej umocnij jej cechy - niech będzie zimna, ale cały czas, niech nie przejawia emocji i będzie zimną suką. Bez żadnych wstawek o niepewności itp. To dość mylące, a do tego strasznie zobojętnia bohatera.
    Dodam też, że szablon jest śliczny i mam nadzieję, że zostanie na długo.
    Pozdrawiam, Wellesie

    ksiezycowa-przeszlosc

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie ;) nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, tak więc kiedy nn? :) a tak wogóle to ona i sukienka, coś tu nie gra chyba chce kogoś nowego poznać bliżej czy zaimponować nowym przyjaciołom?
    Życzę weny, Fryma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postać Vivian będzie się zmieniać i to z wielkim obrotem, a przyczyną tego będzie właśnie towarzystwo, w jakim zacznie przebywać.

      Usuń
  3. Cieszę się, że Vivian zaczęła dostrzegać to, że nie zachowała się do końca w porządku. Mam nadzieję, że podczas nastepnego spotkania z Natem będzie dla niego milsza. Chociaż na pewno poczuje ukłucie zazdrości. Może sobie wmawiać, że ją to nie interesuję, ale po jej zachowaniu widać coś całkiem innego.
    Victoria zachowuje się jak dla mnie trochę podejrzanie. Może nie ma nic złego na myśli, ale ta nagła ochota, żeby zaprzyjaźnieć się z Vivian, nie wydaje się naturalna. Nie tak się rodzi przyjaźń.
    Dobrze, że dziewczyna nie ufa innym ślepo. Lepiej, żeby na tej imprezie pozostała czujna.
    Pozdrawiam
    http://demelium.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie jest strasznie ciekawie. Z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej. Tak myślałam, że William pojawi się na imprezie przez wzgląd na Vivien. Jak tych dwoje się dorwie to będzie dopiero zabawnie. Swoją drogą to ciekawe ile musiała wypić, że nie pamięta jak wróciła do domu ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz, że musiała naprawdę dużo wypić. xD Will jest bratem Victorii, więc raczej i tak by się pojawił, za to Viv pojawi się, by jemu zrobić na złość ;>

      Usuń
  5. Opowiadanie bardzo ciekawe. Muszę przyznać, że ogólnie znudziły mi się takie tematyki, ale to opowiadanie ma w sobie coś, co mnie na tyle zaciekawiło, że zostanę na dłużej ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy